Nasza rzeka, nasze jeziora i góry
Co się dzieje? Mimo że nasze miasto jest położone niemal nad rzeką , bo czym jest te 10 km do brzegów Odry, to temat rzeki niemal nie istnieje w tutejszej świadomości opinii publicznej i mediach. Nie inaczej ma się z pięknymi, szczególnie jesienią, wzgórzami otaczającymi nasze miasto, nieobecny jest też temat naszych jezior.
Właśnie przejechałem pociągiem przez Odrę, spoglądając przez okno pociągu na rozlewiska Odry. Rzeka położona tak blisko granic miasta, jest bardzo malownicza. Ale też niedostępna i zapomniana. Nie wykorzystuje się jej ani rekreacyjnie, ani sportowo. Nie ma nawet wyznaczonych i urównanych alejek spacerowycgh nad tą rzeką, nie ma wyznaczonych i opisanych tras krajoznawczych, a autobusy miejskie nie dojeżdżają do Oderwaldu, ongiś lasu miejskiego. Gdyby naszą rzekę dobrze rozreklamować, owe 10 km pokonywałoby wielu mieszkańców poszukujących wypoczynku, a nadodrzańskie alejki zapełyby się spacerowiczami. .
A sporty wodne? Przecież, wzorem Nowej Soli, możnaby zrobić w porcie w Cigacicach jakiś ośrodek sportów wodnych, uczyć dzieci wioślarstwa, kajakarstwa- niechby wiosłowały choćby po kanale portowym. We Frankfurcie nad Odrą czy Nowej Soli tradycje wioślarskie są żywe, nawet ja tam wiosłowałem, u nas- zupełnie obce, egzotyczne, nieobecne, dalekie, choć do rzeki jedzie się kwadrans. Mogłaby też wreszcie powstać tu obiecywana od dawna marina.
Podobnie ma się z rekreacyjnym wykorzystaniem Odry- mogłyby tutaj, tak jak w Opolu, kursować statki tiurystyczne, podwozić np. turystów z Cigacic na brzeg Oderwaldu. Kiepsko ma się sprawa z gospodarczym wykorzystaniem portu. Do niemieckich śródlądowych kanałów żeglugowych jest stąd bardzo blisko. Port ten mógłby mieć wielkie znaczenie, ma bodaj najlepszą infrastrukturę w regionie i jest najblizej do wejścia na sieć niemiecką, którą przewozi się nieporównanie większe ilości towarów niż w Polsce. W Cigacicach mogłaby działać stocznia budująca barki i inne statki śródlądowe- koszty pracy są tu niższe niż na Zachodzie, a barki, powoli bo powoli, dotrą do klientów nawet mimo fatalnego stanu polskich dróg wodnych. Dziś stocznie śródlądowe działają nawet w Płocku, a u nas nie da się. O tym, że miasto ma port, zapomniano.
Dziś jeździłem sporo moim freeride’owym rowerem po tutejszych „górach”, skacząc z hopek i dropów jakie pobudowaliśmy w lasach z przyjaciółmi. Byłem na Górze Wilkanowskiej by nacieszyć oczy panoramą okolicy. W słoneczny, jesienny dzień nasze „Góry Zielonogórskie” były przepiękne. Ale też są straszliwie nierozreklamowane. Nie znalazłem nigdzie opisu atrakcji, tras, drogowskazów.
A są tu ciekawe rzeczy- dolina wyżłobiona przez wodę w stoku Góry Wilkanowskiej, potok, stawy, piękna roślinność na graniach polodowcowych wzniesień. Nie są to oczywiście prawdziwe góry, ale wg mnie są naszą wielką zapomnianą atrakcją turystyczną. Mi znalezienie Góry Wilkanowskiej zajęło sporo czasu, to tego szczyty wzniesień są porośnięte drzewami, brakuje wież widokowych, jedyna istniejąca Wieża Bismarcka jest zamknięta od lat, podobnie jak nieodstępna jest Wieża Braniborska. We Fryburgu, dokąd wysłano dziennikarkę jednej z tutejszych gazet, wiezę widokową mieszkańcy podudowali z własnych pieniędzy. Może my, wzorem Niemców, równiez wieze widokowe powinniśmy bydować sami? Jak na razie na naszych górach mamy dwie wieże- obie nieczynne.
Jeszcze gorzej jest z wykorzystaniem rekreacyjnym i sportowym. Stok narciarski jest ten sam od przed-wojny, krótki i niedoinwestowany. Istnieje w okolicy miasta wiele lepszych miejsc, nieporównanie dłuższych i dogodniejszych, gdzie mógłby powstać stok narciarski z prawdziwego zdarzenia, mający nawet ze dwa kilometry. Wówczas jakość życia w mieście ogromnie by wzrosła. Ale władze tego typu inicjatywy od lat lekceważą, przypomina im się jedynie na wybory. Od wielu lat dobijam się o armatkę śnieżną i snowpark. Co roku moi znajomi i ja sam musimy sami sobie budować przeszkody do skakania na deskach, ale armatki śnieżnej nikt przecież sam nie ustawi na komunalnym stoku.
Jeszcze gorzej jest z wykorzystaniem rekreacyjnym i sportowym. Stok narciarski jest ten sam od przed-wojny, krótki i niedoinwestowany. Istnieje w okolicy miasta wiele lepszych miejsc, nieporównanie dłuższych i dogodniejszych, gdzie mógłby powstać stok narciarski z prawdziwego zdarzenia, mający nawet ze dwa kilometry. Wówczas jakość życia w mieście ogromnie by wzrosła. Ale władze tego typu inicjatywy od lat lekceważą, przypomina im się jedynie na wybory. Od wielu lat dobijam się o armatkę śnieżną i snowpark. Co roku moi znajomi i ja sam musimy sami sobie budować przeszkody do skakania na deskach, ale armatki śnieżnej nikt przecież sam nie ustawi na komunalnym stoku.
Snowboarderów w naszym mieście z roku na rok coraz mniej- młodzi ludzie są coraz bardziej zamożni i stać ich na przeprowadzkę do innego miasta. A dziś standardem prawie każdego większego polskiego miasta, Wrocławia, Poznania czy Krakowa, jest stok narciarski w jego okolicy. Ktoś kto lubi takie sporty, nie ma czego szukać w Zielonej Górze. Podobnie jak nie mają czego szukać fani sportów grawitacyjnych, do których potrzebne są wzniesienia- latem Zielona Góra mogłaby być ośrodkiem jazdy na mountainboardach, stok na Tatrzańskiej nadawałby się idealnie, ale dziś są tam same dziury i doły. W miescie nie ma nawet prostego dirtu, mimo że takie trasy z przeszkodami są we wszystkich okolicznych miastach.
Wokół Zielonej Góry jest mnóstwo jezior, na których choćby młodzież z mojego osiedla sama w wakacje organizuje sobie tam „rasta-obozy” na łonie natury. Ale tak naprawdę zielonogórzan tam tyle co na lekarstwo. Jeziora te, wyrobiska w Nowogrodzie oraz jezioro Dąbie, znajdują się jakieś 20 km od centrum, ale brak tam nawet dobrego dojazdu- od najbliższego przystanku autobusowego czeka nas wielokilometrowy marsz. Międzyrzecz ma swój ośrodek nad Jeziorem Głębokie, a Zielona Góra się niczego nie dorobiła, nawet prozaicznej pętli po to by mogły tam dojechać autobusy. Nad podmiejskie jeziora nie da się dojechać bez samochodu, brak jest też tam dobrej infrastruktury turystycznej. Podobnie ma się sprawa z miejskim kąpieliskiem.
Pora chyba na jakąś większą akcję mającą na celu przyrócenie do świadomości społecznej tych miejsc. Lista podobnych braków jest nawet dłuższa, ale skupmy się na tych kilku okolicznych zapomianych miejscach- rzece, górach, jeziorach. Jest to apel i do władz tego miasta, których wzrok sięgał jak dotychczas jedynie do admnistracyjnych granic miasta, jak i do lokalnyc mediów i różnych autorytetów. Przypomnijmy mieszkańcom, co mają. Bo to, co to miasto posiada, ceni się dopiero gdy w Zielonej Górze już się nie mieszka. Może zasiedziałym tu lokalnym „autorytetom” brak tego porównania, by mogli trzeźwiej myśleć?
Wokół Zielonej Góry jest mnóstwo jezior, na których choćby młodzież z mojego osiedla sama w wakacje organizuje sobie tam „rasta-obozy” na łonie natury. Ale tak naprawdę zielonogórzan tam tyle co na lekarstwo. Jeziora te, wyrobiska w Nowogrodzie oraz jezioro Dąbie, znajdują się jakieś 20 km od centrum, ale brak tam nawet dobrego dojazdu- od najbliższego przystanku autobusowego czeka nas wielokilometrowy marsz. Międzyrzecz ma swój ośrodek nad Jeziorem Głębokie, a Zielona Góra się niczego nie dorobiła, nawet prozaicznej pętli po to by mogły tam dojechać autobusy. Nad podmiejskie jeziora nie da się dojechać bez samochodu, brak jest też tam dobrej infrastruktury turystycznej. Podobnie ma się sprawa z miejskim kąpieliskiem.
Pora chyba na jakąś większą akcję mającą na celu przyrócenie do świadomości społecznej tych miejsc. Lista podobnych braków jest nawet dłuższa, ale skupmy się na tych kilku okolicznych zapomianych miejscach- rzece, górach, jeziorach. Jest to apel i do władz tego miasta, których wzrok sięgał jak dotychczas jedynie do admnistracyjnych granic miasta, jak i do lokalnyc mediów i różnych autorytetów. Przypomnijmy mieszkańcom, co mają. Bo to, co to miasto posiada, ceni się dopiero gdy w Zielonej Górze już się nie mieszka. Może zasiedziałym tu lokalnym „autorytetom” brak tego porównania, by mogli trzeźwiej myśleć?
Komentarze
Prześlij komentarz