Legnica: Bieda nie znosi sztukaterii
Chyba nie żyjemy aż w tak złym mieście, jakby się wydawać mogło z lektury krytyk prasowych. Przejechałem się bowiem w ramach wycieczki kulturalno-krajoznawczej aż 120 kilometrów na południe, by odwiedzić Legnicę. Szok zaczął się już w miejscu gdzie zatrzymał się autobus pospieszny, i definitywnie skończył dopiero w drodze powrotnej. Nie spodziewałem się, że takie różnice są możliwe po przejechaniu tak małego dystansu, i nie spodziewałem się, iż przyjdzie mi oglądać slumsy w oryginalnym kontekście esów-floresów secesyjnych kamienic.
Liegnitz, ongiś miasto-ogród, stolica rejencji, rodzaju ówczesnego województwa, była miastem szykownym w każdym calu. Po wysadzanych drzewami alejach sunęły elektryczne tramwaje, które miasto zafundowało sobie w 1898 roku, jeszcze zanim rozpoczęły kursowanie w Warszawie. Budowano wielkie dzielnice eleganckich domów czynszowych i luksusowych willi na przedmieściach. W lokalnym teatrze wystawiano ekstrawaganckie sztuki i opery, przed samą wojną przeprowadzono tu ogólnoniemiecką wystawę ogrodniczą, przy czym samo miasto, słynące podówczas z ogrodnictwa, przyozdobiono niczym wielki ogród.
Wojna bezlitośnie wypaliła najstarsze centrum miasta, wobec czego wybudowano tam blokowisko, na tramwaje wkrótce zabrakło pieniędzy, a drzewa wycięto. Po 50 latach gospodarki planowej miasto-garnizon Armii Czerwonej przypominało raczej obóz koncentracyjny niźli obszar zamieszkiwany dobrowolnie przez gatunek ludzki. Jeszcze dziś przechadzka po dzielnicach otaczających centrum miasta, czy to na południe, czy to na północ od tamtejszej starówki, jest przerażającym spacerem wśród ongiś wypieszczonych i kapiących od zbytku secesyjnych i klasycystycznych kamienic, dziś będących raczej cieniami, jakby wklejonymi z czarnobialych, pożółkłych fotografii.
Liegnitz, ongiś miasto-ogród, stolica rejencji, rodzaju ówczesnego województwa, była miastem szykownym w każdym calu. Po wysadzanych drzewami alejach sunęły elektryczne tramwaje, które miasto zafundowało sobie w 1898 roku, jeszcze zanim rozpoczęły kursowanie w Warszawie. Budowano wielkie dzielnice eleganckich domów czynszowych i luksusowych willi na przedmieściach. W lokalnym teatrze wystawiano ekstrawaganckie sztuki i opery, przed samą wojną przeprowadzono tu ogólnoniemiecką wystawę ogrodniczą, przy czym samo miasto, słynące podówczas z ogrodnictwa, przyozdobiono niczym wielki ogród.
Wojna bezlitośnie wypaliła najstarsze centrum miasta, wobec czego wybudowano tam blokowisko, na tramwaje wkrótce zabrakło pieniędzy, a drzewa wycięto. Po 50 latach gospodarki planowej miasto-garnizon Armii Czerwonej przypominało raczej obóz koncentracyjny niźli obszar zamieszkiwany dobrowolnie przez gatunek ludzki. Jeszcze dziś przechadzka po dzielnicach otaczających centrum miasta, czy to na południe, czy to na północ od tamtejszej starówki, jest przerażającym spacerem wśród ongiś wypieszczonych i kapiących od zbytku secesyjnych i klasycystycznych kamienic, dziś będących raczej cieniami, jakby wklejonymi z czarnobialych, pożółkłych fotografii.
Sądząc po wyglądzie i zapachu ulatniającym się z czeluści klatek schodowych, niemal wszystkie są własnością komunalną. Gdyby były prywatne, zapewne właściciel pokusiłby się chociaż o wyciągnięcie liści z rynny, tak by woda nie spływała po ścianach, karmiąc odpychające liszaje grzybów. Albo wstawiłby drzwi wejściowe, by uchronić klatki schodowe przed rolą kloaki. Władze Legnicy, jako pan i władca tego stęchłego secesyjnego pandemonium ostatnio wyburzają całe kwartały przedwojennych domów. Lepiej wyburzyć niż np. sprywatyzować, co oznaczałoby istną rewolucję w światku tamtejszego zakonserwowanego systemu ekonomicznego...
Tak, tutaj wciąż pozostała gospodarka planowa w jej zdegenerowanym wydaniu. Braki w kamiennych płytach na rynku załatano w obskórny sposób nierównym cementem, tworząc raz bulwy, a raz wklęśnięcia. Wiatr przewiewa kupy śmieci przed samym ratuszem. Na pomniku niewiadomo kogo (skuto i nie wymyślono nowych odpowiednich, a może po prostu skradziono napisy) na wprost wyjścia z Urzędu Miejskiego ktoś postaciom domalował dresowe trzy paski na spodniach, tworząc z nadętego socrealistycznie monumentu tężyzny żołniersko-robotniczej wybryk historii najnowszej.
Niemniej, na przyjazd papieża odmalowano część elewacji kamienic. Skupiono się jednak tylko na fasadach widzialnych z papamobile, resztę pozostawiając przyszłym pokoleniom. Dziś, podobnie jak i w średniowieczu, najbardziej zadbanym i okazałym budynkiem jest katedra przy rynku- odmalowana, wypieszczona, wyróżnia się in plus w morzu architektonicznego koszmaru bloków przy rynku.
Miejscowe państwowe przedsiębiorstwo autobusowe PKS stosuje taktykę psa ogrodnika i nie dopuszcza innych przewoźników do korzystania z dworca autobusowego. Autobusy innych operatorów nielegalnie zatrzymują się na jednym z pustych placów, bez żadnego rozkładu, bowiem z braku znaku oznaczającego przystanek nawet nie byłoby go gdzie umieścić. Dopiero pukanie w szybę osoby nas oczekującej uświadomiło, że oto pora pora wysiadać: na owym dziwnym pustym placu z majaczącą w oddali halą dworca.
Tak, tutaj wciąż pozostała gospodarka planowa w jej zdegenerowanym wydaniu. Braki w kamiennych płytach na rynku załatano w obskórny sposób nierównym cementem, tworząc raz bulwy, a raz wklęśnięcia. Wiatr przewiewa kupy śmieci przed samym ratuszem. Na pomniku niewiadomo kogo (skuto i nie wymyślono nowych odpowiednich, a może po prostu skradziono napisy) na wprost wyjścia z Urzędu Miejskiego ktoś postaciom domalował dresowe trzy paski na spodniach, tworząc z nadętego socrealistycznie monumentu tężyzny żołniersko-robotniczej wybryk historii najnowszej.
Niemniej, na przyjazd papieża odmalowano część elewacji kamienic. Skupiono się jednak tylko na fasadach widzialnych z papamobile, resztę pozostawiając przyszłym pokoleniom. Dziś, podobnie jak i w średniowieczu, najbardziej zadbanym i okazałym budynkiem jest katedra przy rynku- odmalowana, wypieszczona, wyróżnia się in plus w morzu architektonicznego koszmaru bloków przy rynku.
Miejscowe państwowe przedsiębiorstwo autobusowe PKS stosuje taktykę psa ogrodnika i nie dopuszcza innych przewoźników do korzystania z dworca autobusowego. Autobusy innych operatorów nielegalnie zatrzymują się na jednym z pustych placów, bez żadnego rozkładu, bowiem z braku znaku oznaczającego przystanek nawet nie byłoby go gdzie umieścić. Dopiero pukanie w szybę osoby nas oczekującej uświadomiło, że oto pora pora wysiadać: na owym dziwnym pustym placu z majaczącą w oddali halą dworca.
Ów dworzec kolejowy jest godny wielkiego miasta europejskiego, bowiem perony nakryte są gigantyczną przeszkloną halą, godną co najmniej Berlina. Lecz wszędzie w czeluściach obdrapanych tuneli unosi się zielonkawy, kwaskowy i kłujący nozdrza opar, mający swe epicentrum potworności za niedomkniętymi drzwiami dworcowej kloaki, bo słowo toaleta raczej nie oddaje okropieństwa panującej tam sytuacji. Wystrój dworca to również zielonkawy horror: ciekawe skąd wzięto tyle rozmaitych odcieni zgniłozielonych i niebieskawych kafelków, tworzących obskórne kolorowe łaty na ścianach. Nielicznych pasażerów bombardują ptasie odchody, spadające spod sufitu gigantycznego holu kasowego.
Pociągi ku północy kraju niemalże nie kursują, a połączenia lokalne przejęły bezrozkładowe busy. Szczególnie tu upadek systemu transportu zbiorowego jest szczególnie widoczny. Aż szokuje informacja, że przed wojną pociągi pasażerskie kursowały na trasach do Berlina i Wrocławia z prędkością 160 km/h, a czas podróży do Wrocławia wynosił 30 minut, ponad dwukrotnie szybciej niż obecnie.
Wszyscy odradzają spacer wieczorem. Wg jednych Legnica jest druga po Warszawie we wskaźnikach przestępczości, wg innych- trzecia, bo przed nią jest jeszcze Szczecin. Radiowozy na ulicach kręcą się nader często. Centrum miasta jest monitorowane, ale i tak raczej zniechęca do spacerów. Barów i pubów niemalże brak, życie studenckie wyniosło się do innych miast wraz ze studentami, a na nielicznych imprezach kulturalnych dominuje młodzież licealna. Wyższa Szkoła Zawodowa w Legnicy ma taką renomę, iż wg krążących żartów w miejscowych ogłoszeniach typu: "przyjmę informatyka", znajduje się dopisek- "ale nie po WSZ-cie".
Spacerując po tych ulicach i komentując z towarzyszami podróży minione piękno tego miasta, zastanawiałem się, czy w Zielonej Górze, gdyby dostała taki spadek historii jak Legnica, taki właśnie byłby stan oceanu przedwojennych, cztero- i więcej piętrowych, iście wielkomiejskich czynszówek? I stwierdzam, iż najprawdopodobniej tak właśnie wyglądałyby. Przypuszczalnie byłyby własnością państwową i popadałyby w coraz szybszą ruinę, bowiem socjalistyczne czynsze nie pokrywałyby kosztów ich utrzymania i napraw. Z czasem obeszłyby wilgotną plechą grzybów, i byłyby wyburzane lub nadawały się do wyburzenia, jak zapewne kwalifikuje się większość rozlatujących się legnickich wspomnień wielkiego miasta z przełomu wieków.
Proponuję spojrzeć na ten fakt inaczej. To że zielonogórzanie swoje domy budowali od podstaw, spowodowało iż bardziej o nie dbają i inaczej rozłożone są prawa własności. W Zielonej Górze więcej, dużo więcej jest własności prywatnej. To widać choćby po elewacjach domów- ktoś je odnawia i maluje na niekiedy ostre kolory, ktoś przerabia parterowe mieszkania na lokale użytkowe, co na ulicach "wielkomiejskiej" Legnicy jest nie do znalezienia: dominują tylko szare, zagrzybione czynszówki z liszajami tynku sprzed pół wieku. Nawet w ogłoszeniach na słupach znajdziemy inny porządek praw własności: tu nikt nie sprzedaje mieszkań, najwyżej odstępuje "za odstępnym".
Proponuję, by włodarze winnego grodu wzięli przykład z zarządzania nieruchomościami w znakomitym grodzie ligniczan i skomunalizowali wszystkie pozostające we własności prywatnej budynki. Po jakimś czasie ich mieszkańcy będą mieli w garnkach zupę grzybową, niezależnie od tego jaką strawę zamierzali gotować. Każda przygotowana w takich domach jajecznica nieodmiennie będzie jajecznicą z grzybami, a każdy ich miesznkaniec, chcąc nie chcąc- siłą rzeczy będzie nieco inny od tych wychowanych w niezagrzybionych domostwach.
Legnica uczy, że mieszkania o socjalnych czynszach mogą stać się slumsami. Ich niska jakość spowoduje wyprowadzkę zamożniejszych osób i powstanie dzielnic biedoty, niezależnie od tego, czy dane miejsce było w przeszłości oazą wyuzdanego luksusu, czy też nie. Cóż z tego, iż kamienica ma wspaniałą, choć nieco podupadłą kolumnadę, skoro podpiera ona oślizgłą plechę okazałego, kilkupiętrowego grzyba? Nie liczy się to, czym dana rzecz była wiek temu, lecz to, co stanowi ona dzisiaj, i nie dajmy się zwieść pozorom i złudzeniom przeszłości w postaci licznych poszarzałych gzymsów, kwiatków i esów-floresów, śladów po minionej prospericie.
Wszyscy odradzają spacer wieczorem. Wg jednych Legnica jest druga po Warszawie we wskaźnikach przestępczości, wg innych- trzecia, bo przed nią jest jeszcze Szczecin. Radiowozy na ulicach kręcą się nader często. Centrum miasta jest monitorowane, ale i tak raczej zniechęca do spacerów. Barów i pubów niemalże brak, życie studenckie wyniosło się do innych miast wraz ze studentami, a na nielicznych imprezach kulturalnych dominuje młodzież licealna. Wyższa Szkoła Zawodowa w Legnicy ma taką renomę, iż wg krążących żartów w miejscowych ogłoszeniach typu: "przyjmę informatyka", znajduje się dopisek- "ale nie po WSZ-cie".
Spacerując po tych ulicach i komentując z towarzyszami podróży minione piękno tego miasta, zastanawiałem się, czy w Zielonej Górze, gdyby dostała taki spadek historii jak Legnica, taki właśnie byłby stan oceanu przedwojennych, cztero- i więcej piętrowych, iście wielkomiejskich czynszówek? I stwierdzam, iż najprawdopodobniej tak właśnie wyglądałyby. Przypuszczalnie byłyby własnością państwową i popadałyby w coraz szybszą ruinę, bowiem socjalistyczne czynsze nie pokrywałyby kosztów ich utrzymania i napraw. Z czasem obeszłyby wilgotną plechą grzybów, i byłyby wyburzane lub nadawały się do wyburzenia, jak zapewne kwalifikuje się większość rozlatujących się legnickich wspomnień wielkiego miasta z przełomu wieków.
Proponuję spojrzeć na ten fakt inaczej. To że zielonogórzanie swoje domy budowali od podstaw, spowodowało iż bardziej o nie dbają i inaczej rozłożone są prawa własności. W Zielonej Górze więcej, dużo więcej jest własności prywatnej. To widać choćby po elewacjach domów- ktoś je odnawia i maluje na niekiedy ostre kolory, ktoś przerabia parterowe mieszkania na lokale użytkowe, co na ulicach "wielkomiejskiej" Legnicy jest nie do znalezienia: dominują tylko szare, zagrzybione czynszówki z liszajami tynku sprzed pół wieku. Nawet w ogłoszeniach na słupach znajdziemy inny porządek praw własności: tu nikt nie sprzedaje mieszkań, najwyżej odstępuje "za odstępnym".
Proponuję, by włodarze winnego grodu wzięli przykład z zarządzania nieruchomościami w znakomitym grodzie ligniczan i skomunalizowali wszystkie pozostające we własności prywatnej budynki. Po jakimś czasie ich mieszkańcy będą mieli w garnkach zupę grzybową, niezależnie od tego jaką strawę zamierzali gotować. Każda przygotowana w takich domach jajecznica nieodmiennie będzie jajecznicą z grzybami, a każdy ich miesznkaniec, chcąc nie chcąc- siłą rzeczy będzie nieco inny od tych wychowanych w niezagrzybionych domostwach.
Legnica uczy, że mieszkania o socjalnych czynszach mogą stać się slumsami. Ich niska jakość spowoduje wyprowadzkę zamożniejszych osób i powstanie dzielnic biedoty, niezależnie od tego, czy dane miejsce było w przeszłości oazą wyuzdanego luksusu, czy też nie. Cóż z tego, iż kamienica ma wspaniałą, choć nieco podupadłą kolumnadę, skoro podpiera ona oślizgłą plechę okazałego, kilkupiętrowego grzyba? Nie liczy się to, czym dana rzecz była wiek temu, lecz to, co stanowi ona dzisiaj, i nie dajmy się zwieść pozorom i złudzeniom przeszłości w postaci licznych poszarzałych gzymsów, kwiatków i esów-floresów, śladów po minionej prospericie.
Wkrótce i one odpadną wraz z tynkiem elewacji, pozostanie zaś goła ściana ze zwykłych cegieł, i będzie tak samo banalnie jak w biednych regionach wschodniej Polski. Bieda nie znosi sztukaterii, lubuje się za to w estetyce prostoty.
Chłopie! twoje życie jest pewnie tak szare jak papier toaletowy, w twoich słowach słychać tylko pesymizm.
OdpowiedzUsuńPowiem ci, że Legnica mi się podoba jako miasto choć z niej nie jestem.
Co do wyższych uczelni to w Legnicy studiuje dokładnie 18 tysięcy osób i w mieście istnieje wiele klubów, a chociaż by Spiżarnia, club Vertigo, Villa Club, Sunny Club Music a buby to a-Kwadrat, Klimaty, StrongPab i wiele innych.
Nie wiem skąd ty jesteś ale masz kompleksy po pachy (pewnie dlatego, że twoje miasto to same slumsy). Żadne miasto nie jest idealne i koniec.
Popatrz na pozytywy Legnicy: ma aż trzy galerie, pełno sklepów, jest największym ośrodkiem akademickim po Wrocławiu w województwie, są w niej fajne kluby, ma piękną akademie rycerską, kościoły, zamek.
Co do dworca i kamienic to muszę cię zmartwić; dworzec obecnie jest w remoncie a legnickie Zakaczawie poszło właśnie do rewitalizacji (gdzie zostanie wyremontowanych ponad 50 kamienic i kilkanaście ulic i podwórek). Legnica wcale nie jest miastem przestępczym i bezrobotnym (największy wskaźnik procentowo ma Warszawa, Katowice, Sosnowiec, Wałbrzych i Szczecin a Legnica jest w dopiero po drugiej dziesiątce).
W Legnicy istnieje Strefa Ekonomiczna, Park Technologiczny, Huta Miedzi a bezrobocie w mieście wynosi 7% i maleje.
Popatrz na to, że w mieście ciągle lokują się nowi inwestorzy.
Miasto leży na skrzyżowaniu ważnych szlaków komunikacyjnych (autostrada, droga ekspresowa, krajowa). Nie wiem skąd w tobie tyle smutku ale powiem ci, że o tym mieście to nigdy nie usłyszałem złego słowa a mieszkam w nim od 6 lat.
A i jeszcze jedno; Legnica to nie same kamienice. Są takie osiedla jak Piekary, Kopernik, Asnyk, Zosinek gdzie istnieje zabudowa powojenna z lat 70. 80. XX wieku.
OdpowiedzUsuńCzłowieku żal mi ciebie!!!!
Podróż z Wrocławia do Legnicy wynosi już zaledwie 60 minut, a z twojego miasta również pociągi nie kursują często.
OdpowiedzUsuńZapomniałem; Legnicka PWSZ ma się przekształcić w Uniwersytet wraz z Wyższą Szkoła Zarządzania a zabudowa kamieniczna Legnicy ma się ni jak to kurników w Zielonej Górze z pijakami w bramach.
OdpowiedzUsuńJestem z Legnicy i nigdy nie dostałem w trąbę w swoim mieście.A przechadzam się nawet późno nocą.Fakt moje miasto utraciło swoje piękno podczas trwania komuny. Owszem dworce PKP i PKS straszą.Idąc w kierunku centrum to się zmienia. Obecne władze starają się nad przywróceniem do stanu pierwotnego wizerunku Legnicę.Muszę przyznać iż to ładnie im wychodzi.
OdpowiedzUsuńZapraszam do Legnicy.
hxy2.10
OdpowiedzUsuńtiffany and co
beats by dr dre
louis vuitton outlet
ray ban sunglasses
christian louboutin sale
north face jackets
ferragamo shoes
tiffany and co
north face jackets
ray ban sunglasses
Przyznaje, że odwiedziłem Legnicę po raz pierwszy kilka dni temu. Wracałem z Niemiec i wjechałem do Legnicy od strony jakiejś wielkiej fabryki ... Cóż mogę powiedzieć, bardzo smutny widok, zawalające się kamiennice, pełno Śmieci i wkoło taki obraz nędzy. Przykro, że miasto niegdyś piękne, zamienia się w ruinę.
OdpowiedzUsuń