Zielona Góra- miasto skazane na kulturalny upadek?



Centrum Zielonej Góry skazane jest na rolę nudnego, nieciekawego deptaka z nielicznymi, nieatrakcyjnymi sklepami, deptaka zupełnie niepodobnego do tętniących życiem pasaży handlowych w innych miastach Europy czy Polski. Tamte się rozwinęły dzięki inwestycjom sektora prywatnego, zielonogórski natomiast był w większości własnością komunalną i dziś przedstawia raczej nieatrakcyjny wygląd, goszcząc jakby sklepy z innej epoki. Ów skansen, choć mało wyraźny dla przyzwyczajonych do niego mieszkańców miasta, jest jednak czymś szokującym dla przybyłych z zagranicy. Upadek centrum naszego miasta, dziś już coraz bardziej widoczny, ma wiele przyczyn, lecz jedną z nich jest bez wątpienia struktura własnościowa nieruchomości które go tworzą.
Była co prawda mowa o tym, ze miasto powinno zliberalizować ograniczenia w działalności knajp i barów na starówce. Miasto bowiem nałożyło obostrzenia, tak by zapewnić ciszę nocną w tym rejonie. Moim zdaniem przesadzono, ponieważ starówka zielonogórska w porównaniu z innymi dużymi miastami (np. Rzeszowem) wymarła niemal całkowicie. Dwa puby na rynku, wszystkie głośniejsze kluby (Brooklyn, Kawon) są ulokowane poza centrum miasta. Centrum w Zielonej Górze to wręcz umieralnia w porównaniu z innymi miastami.
Planowano zafundować lokatorom nieżyczącym sobie hałasów w nocy przeprowadzkę do innych osiedli. Wówczas w centrum pozostaliby ci, dla których hałas imprez i nocnego życia nie stanowi problemu. Mieszkaliby tu głównie studenci, artyści, ludzie młodzi, sami tez się bawiący. Podobnie jest w Poznaniu czy we Wrocławiu. Niestety- z planów nic nie wyszło. Dyskutować można do skończenia świata, zabrać się za to nikt nie zabrał, bojąc się negatywnego elektoratu i rozzłoszczonych mieszkańców.

W ciągu ostatnich kilku lat straciłem wszystkich młodszych wiekiem przyjaciół- co do jednego wynieśli się z tego nie dającego żadnych perspektyw miasta. Ostatni z moich przyjaciół wyjechał kilka tygodni temu. Jeśli spotykam jakieś bardziej rozsądne młode osoby, to z reguły mieszkają już poza Zieloną Górą i zjeżdżają do rodzinnego miasta na święta. To one zaludniają puby i bary w bożonarodzeniowe czy nawet wigilijne wieczory, kiedy to ci emigranci spotykają się ze znajomymi z lat młodości.
Dlaczego w Zielonej Górze nie da się już mieszkać? Dla przykładu sobotni październikowy wieczór: poza czymś nudnym w filharmonii i mającym miejsce w salonie fryzjerskim wernisażem artysty mającego wyuzdane seksualne fantazje, którym daje upust w swojej sztuce, nie dzieje się nic, ani mainstreamowego, ani offowego. Jest to wieczór sobotni, a co dopiero wieczory w tygodniu. Zielona Góra upadła kulturalnie, i jeśli ktoś nie chce być poza współczesną polską kultura i cywilizacją, to to miasto jest mu na rękę. Ale jest ono tragedią dla młodych ludzi. Stąd się ucieka byle szybciej.
Najgorzej jest, że z uwagi na fatalne połączenia transportem zbiorowym do Zielonej Góry nie można wygodnie dojechać i wrócić do innych dużych miast regionu. Kursuje nie tylko niezwykle mało pociągów, ale i ich prędkość, wynosząca 30- 40 km/h na głównych liniach woj. Lubuskiego, jest dwu, trzykrotnie mniejsza niż np. na liniach kolejowych wokół np. Opola czy Tarnowa. Główne linie prowadzące do Zielonej Góry są zdewastowane, od lat nienaprawialne. Z Zielonej Góry jeśli już wyjeżdżać, to najlepiej na stałe.
Komentarze
Prześlij komentarz