A gdzie w Zielonej Górze klub młodzieżowy?
Jako student dorabiałem sobie prowadząc zajęcia i wycieczki dla lokalnej młodzieży w jednym z nadgranicznych niemieckich miast. W klubach młodzieżowych- zwykłych mieszkaniach komunalnych oddanych przez lokalne władze we władanie młodzieży, życie upływało nader przyjemnie. Kluby te były prowadzone zwykle przez studentów, czy też różnych miejscowych artystów. Młodzież mogła tam praktycznie robić co chciała, poza tym że była pod kontrolą dorosłych, często jedynie 3-4 lata starszych od najstarszych z nich.
Ba, ja sam trochę prowadziłem taki klub, po pewnym czasie po prostu zacząłem być opiekunem wycieczek mimo że od innych byłem starszy nawet tylko o 4- 5 lat. W takim klubie awansowałem z roli wychowanka do wychowawcy. Mimo że to było całkiem niedawno, dziś mam nieco obaw o „pasącą” się samopas młodzież. Dziś młodzież już jest inna. Gdy ja byłem młody, o paleniu marihuany nie wiedzieliśmy niemal nic. Teraz palą ja 13-latnie dzieci, urosła do roli zastępcy piwa na imprezach.
W Zielonej Górze nawet było coś w rodzaju takiego klubu w jednej z knajp. W danym dniu była ona otwarta dla młodzieży. Niestety, sprawę zakończył mafioso Pomidor, który ściągając haracze zahaczył także i o ten raczej biedny klub, wobec czego pod koniec jego działalności przy stoliku siedzieli policjanci, a przestraszona młodzież bojąca się tysiąc razy bardziej obecności policji niż lokalnej mafii paliła swoje dżointy w rogu sali. Cała sprawa miała miejsce wiele lat temu, a Pomidor swoje zasłużone miejsce odosobnienia znalazł dopiero niedawno.
W Zielonej Górze za rolę klubów młodzieżowych robią knajpy, które mają tą wadę że się w nich konsumuje alkohol. Młodzież od najmłodszych lat uczy się picia piwa. Jedynie dla młodzieży katolickiej (i to wg mnie chyba raczej z konserwatywnych rodzin) dostępne są młodzieżowe kluby katolickie na ul. Matejki i na os. Zacisze, do których jednak nie wybierze się za bardzo niemal żaden ze znanych mi zwykle dość liberalnych nastolatków, nie stroniących od piwa i dżointa. Ostatnio zresztą do takiego przybytku próbowałem wysłać jednego z mających życiowe problemy młodych zielonogórzan, osobę potrzebującą pomocy streetworkera, i niestety, nie było to miejsce dla takich osoób przeznaczone.
Ba, ja sam trochę prowadziłem taki klub, po pewnym czasie po prostu zacząłem być opiekunem wycieczek mimo że od innych byłem starszy nawet tylko o 4- 5 lat. W takim klubie awansowałem z roli wychowanka do wychowawcy. Mimo że to było całkiem niedawno, dziś mam nieco obaw o „pasącą” się samopas młodzież. Dziś młodzież już jest inna. Gdy ja byłem młody, o paleniu marihuany nie wiedzieliśmy niemal nic. Teraz palą ja 13-latnie dzieci, urosła do roli zastępcy piwa na imprezach.
W Zielonej Górze nawet było coś w rodzaju takiego klubu w jednej z knajp. W danym dniu była ona otwarta dla młodzieży. Niestety, sprawę zakończył mafioso Pomidor, który ściągając haracze zahaczył także i o ten raczej biedny klub, wobec czego pod koniec jego działalności przy stoliku siedzieli policjanci, a przestraszona młodzież bojąca się tysiąc razy bardziej obecności policji niż lokalnej mafii paliła swoje dżointy w rogu sali. Cała sprawa miała miejsce wiele lat temu, a Pomidor swoje zasłużone miejsce odosobnienia znalazł dopiero niedawno.
W Zielonej Górze za rolę klubów młodzieżowych robią knajpy, które mają tą wadę że się w nich konsumuje alkohol. Młodzież od najmłodszych lat uczy się picia piwa. Jedynie dla młodzieży katolickiej (i to wg mnie chyba raczej z konserwatywnych rodzin) dostępne są młodzieżowe kluby katolickie na ul. Matejki i na os. Zacisze, do których jednak nie wybierze się za bardzo niemal żaden ze znanych mi zwykle dość liberalnych nastolatków, nie stroniących od piwa i dżointa. Ostatnio zresztą do takiego przybytku próbowałem wysłać jednego z mających życiowe problemy młodych zielonogórzan, osobę potrzebującą pomocy streetworkera, i niestety, nie było to miejsce dla takich osoób przeznaczone.
a zapomniałeś o harcerstwie?
OdpowiedzUsuń