Lubuskie PKP Przewozy Regionalne -marnotrawstwo milionów i miliardów
Jest 16.20, dworzec w Zbąszynku, sobota. Właśnie wjechał „pociąg osobowy” z Zielonej Góry. Niby godzina szczytu przewozowego wszędzie w Europie, tymczasem z 600-miejscowego, 110-tonowego składu złożonego z dwóch jednostek EZT wyszło… 11 pasażerów.
Dlaczego nie wozić ich składem tysiąc-miejscowym? Albo zgoła armadą poszczepianych z sobą kilkunastu wagonów? PKP to w wielu regionach kraju już doszczętny trup. Tytułowe „przewozy regionalne” dziś wykonują się autobusami i samochodami osobowymi, a oferta kolei odpowiada w wielu zapadłych regionach lubuskiego jedynie kolejarzom kupującym bilety z 99-procentową ulgą. Gdy różnica w cenie wynosi 3 grosze, zawsze można jechać 1. klasą.
Ten cały system to miliardy strat. To efekt pracy lubuskich polityczek i polityków. Podobno, jak mi opowiadano, przerost zatrudnienia lubuskiego zakładu PKP Przewozy Regionalne wynosi 500 osób. Władze samorządowe i władze PKP z całą świadomością marnotrawstwa wywalają w błoto 36 milionów PLN rocznie.
PKP Przewozy Regionalne i tak obsługują już tylko główne linie, te lokalne porzuciwszy już 2-3 dekady temu. Możliwe, że bez takiego balastu przerostu zatrudnienia możnaby na nich generować zyski nawet obecnym ultra marnotrawnym taborem, bo przecież w większości krajów Europy linie magistralne są dochodowe i tylko te „w regiony” przynoszą straty. W woj. lubuskim kursy „w regiony” można policzyć na palcach (w sumie kilka dziennie, do Niegosławic czy Ośna Lubuskiego), choć tutejsze PKP potrafiło zarżnąć także linie magistralne. Dawne główne linie dziś są liniami lokalnymi. PKP skutecznie zarżnęło cały ruch tranzytowy.
Kto dziś pamięta o magistrali Drezno- Cottbus- Poznań przez Zbąszynek i Czerwieńsk? Albo o magistrali Berlin- Wrocław- Bytom przez Gubin, Lubsko, Bieniów, Żagań? Te sunące po 160 km/h wagony motorowe już odeszły w niepamięć…. W niepamięć odchodzi coraz więcej. Rozpadają się dworce, rozkradziono setki kilometrów lubuskich torów. Etatystyczny reżim jaki nastał po 1989 roku koleje bowiem pozostawił państwowemu monopolowi, w jakiśtam sposób zapewne powiązanemu z kastą rządzącą….
Stacja Rzepin. Nasz pociąg ma zmienianą lokomotywę. Tracimy 20 minut, na to tylko by te kilkanaście czy kilkadziesiąt pasażerów, zamiast być powiezionymi kilkakrotnie tańszym autobusem szynowym (pociągokilometr tej usługi kosztuje u prywatnych operatorów 10- 11 PLN wg ostatnich przetargów) wiezie się 120-tonowym składem 4 wagonów ciągnionych przez 100-tonową lokomotywę. Nikogo nie interesuje ta kilkakrotna różnica w cenie. Rocznie z tego jest milion w tą czy w tamtą. Tych wytrzaskiwanych na lewo i prawo milionów jest nader wiele.
Drewniany i pełen natręctw monopol państwowych PKP, w którym roi się od absurdów (bilet do Zielonej Góry na dworcu we Frankfurcie kosztuje 12 euro, u konduktora w pociągu- 14 złotych) jest po prostu jednym z hamulcowych rozwoju tego województwa. Tutaj kolei pasażerskiej niemal nie ma, i tak jest od lat. Moje wycieczki do „lepiej wiedzących” polityków z urzędu marszałkowskiego nie mają sensu, przez lata ci ludzie nie słuchali, nie zmieniali. Przekonać ich do zmiany polityki, obalenia tych monopoli, może jedynie wielkie lobby.
8 miesięcy temu rząd przekazał samorządom województw kontrolę i akcje spółki PKP Przewozy Regionalne wykonującej usługi przewozowe na zasadzie monopolu w tym województwie. Ci ludzie powinni dążyć do zlikwidowania tego dinozaura komunizmu poprzez ogłaszanie przetargów na obsługę poszczególnych linii przez przewoźników prywatnych i negocjując przejęcie pracowników PKP PR przez operatorów prywatnych.
Frankfurt nad Odrą. Po trzech godzinach podróży z Wolsztyna przez całe woj. Lubuskie dojechałem do pierwszej stacji systemu nowoczesnej kolei regionalnej. Pociąg który przyjechał z Brandenburga i Berlina po ledwie 6 minutach postoju odjeżdża w relację powrotną. Ciekawe ile to czasu zajmuje w Polsce? Pociąg który przejechał ze Zbąszynka potrzebuje ok. 40 minut by pojechać w relację powrotną. To wszystko kosztuje, aby tak rozrzutnie gospodarować taborem trzeba żyć w innej rzeczywistości, gdzie pieniądze, wskaźniki rentowności, nie grają najmniejszego znaczenia. Nikogo nie obchodzi wskaźnik rotacji taboru etc. To także miliony rocznie.
Pociągi z 60-tysięcznego Frankfurtu do Berlina kursują co 30 minut. Nigdzie w Polsce nie znajdziemy tak dobrze obsługiwanej linii. Nie ma pociągów osobowych, przynajmniej nie na liniach z dużym ruchem. Osobówki po prostu nie opłacają się, przegrywają z samochodem osobowym. Już pół wieku temu koleje w ruchu regionalnym w Europie Zachodniej wprowadzały pociągi regionalne o prędkości handlowej równej samochodom osobowym. Pociągi między Frankfurtem a Berlinem pomijają naprzemiennie połowę przystanków po drodze. Każdy z mniejszych przystanków jest obsługiwany tylko raz na godzinę, zaś dwie duże stacje po drodze- 2 razy na godzinę.
W pociągu ktoś przeprowadza ankietę wśród pasażerów, z pytaniami dojdzie i do nas. Aż jestem ciekaw o co pyta. Bowiem na polskich kolejach nikt nie pyta, nikt nie docieka, skąd się biorą pasażerowie. Lubuskie PKP to firma-dinozaur, jej likwidacja spowoduje renesans kolei w regionie. Przewoźnicy prywatni wprowadzą pociągi obsługujące relacje przez granicę. Do tej pory przyczyną zapaści ruchu w tym regionie był prawie zupełny brak ruchu tranzytowego. Jak można liczyć na zyski z tego biznesu, skoro zabito wszelki ruch tranzytowy w pociągach? Kto jeszcze podróżuje ze Szczecina do Jeleniej Góry czy Wrocławia pociągiem przez Zieloną Górę? Albo z Niemiec do Polski wykorzystując nie pociągi Eurocity, tylko kilkakrotnie tańsze osobowe?
Może po prostu nie-da-się? Po polskiej stronie prawie nigdzie koleją nie dojedziemy. Jeden dziennie pociąg do Zielonej Góry. Reszta pociągów wymaga przesiadki w nikomu nie znanych miasteczkach. Oczekiwania na zapomnianych stacjach. Transport zbiorowy przez granicę to niekiedy 3 pociągi osobowe dziennie, jak między Frankfurtem nad Odrą i Słubicami. Jak na warunki polskie jest to może smutną normą, ale do Frankfurtu pociągi osobowe kursują co 30 minut, a inne linie obsługuje się co 60 minut. Na podróż dziwacznymi pociągami widmo przy takiej ofercie w innych kierunkach może nie być chętnych. Zresztą ceny żądane w kasach za bilety do Polski, wciąż kilkakrotnie wyższe niż te same bilety kupione po polskiej stronie, wielu odstraszają.
Ach, nie ma sensu pisać. To do nikogo nie trafia. Tutejsze władze, tutejsi politycy, nie wchodzą w relacje mówiący- słuchający. Komunikacja tu zawodzi. Jest to natręctwo mówiącego. Temat kolei dla tych ludzi nie istnieje, poruszanie go jest dziwactwem, takim samym jak zresztą i sama kolej w Polsce, zatrzymana w jakimś finansowym i organizacyjnym czyśćcu.
Dlaczego nie wozić ich składem tysiąc-miejscowym? Albo zgoła armadą poszczepianych z sobą kilkunastu wagonów? PKP to w wielu regionach kraju już doszczętny trup. Tytułowe „przewozy regionalne” dziś wykonują się autobusami i samochodami osobowymi, a oferta kolei odpowiada w wielu zapadłych regionach lubuskiego jedynie kolejarzom kupującym bilety z 99-procentową ulgą. Gdy różnica w cenie wynosi 3 grosze, zawsze można jechać 1. klasą.
Ten cały system to miliardy strat. To efekt pracy lubuskich polityczek i polityków. Podobno, jak mi opowiadano, przerost zatrudnienia lubuskiego zakładu PKP Przewozy Regionalne wynosi 500 osób. Władze samorządowe i władze PKP z całą świadomością marnotrawstwa wywalają w błoto 36 milionów PLN rocznie.
PKP Przewozy Regionalne i tak obsługują już tylko główne linie, te lokalne porzuciwszy już 2-3 dekady temu. Możliwe, że bez takiego balastu przerostu zatrudnienia możnaby na nich generować zyski nawet obecnym ultra marnotrawnym taborem, bo przecież w większości krajów Europy linie magistralne są dochodowe i tylko te „w regiony” przynoszą straty. W woj. lubuskim kursy „w regiony” można policzyć na palcach (w sumie kilka dziennie, do Niegosławic czy Ośna Lubuskiego), choć tutejsze PKP potrafiło zarżnąć także linie magistralne. Dawne główne linie dziś są liniami lokalnymi. PKP skutecznie zarżnęło cały ruch tranzytowy.
Kto dziś pamięta o magistrali Drezno- Cottbus- Poznań przez Zbąszynek i Czerwieńsk? Albo o magistrali Berlin- Wrocław- Bytom przez Gubin, Lubsko, Bieniów, Żagań? Te sunące po 160 km/h wagony motorowe już odeszły w niepamięć…. W niepamięć odchodzi coraz więcej. Rozpadają się dworce, rozkradziono setki kilometrów lubuskich torów. Etatystyczny reżim jaki nastał po 1989 roku koleje bowiem pozostawił państwowemu monopolowi, w jakiśtam sposób zapewne powiązanemu z kastą rządzącą….
Stacja Rzepin. Nasz pociąg ma zmienianą lokomotywę. Tracimy 20 minut, na to tylko by te kilkanaście czy kilkadziesiąt pasażerów, zamiast być powiezionymi kilkakrotnie tańszym autobusem szynowym (pociągokilometr tej usługi kosztuje u prywatnych operatorów 10- 11 PLN wg ostatnich przetargów) wiezie się 120-tonowym składem 4 wagonów ciągnionych przez 100-tonową lokomotywę. Nikogo nie interesuje ta kilkakrotna różnica w cenie. Rocznie z tego jest milion w tą czy w tamtą. Tych wytrzaskiwanych na lewo i prawo milionów jest nader wiele.
Drewniany i pełen natręctw monopol państwowych PKP, w którym roi się od absurdów (bilet do Zielonej Góry na dworcu we Frankfurcie kosztuje 12 euro, u konduktora w pociągu- 14 złotych) jest po prostu jednym z hamulcowych rozwoju tego województwa. Tutaj kolei pasażerskiej niemal nie ma, i tak jest od lat. Moje wycieczki do „lepiej wiedzących” polityków z urzędu marszałkowskiego nie mają sensu, przez lata ci ludzie nie słuchali, nie zmieniali. Przekonać ich do zmiany polityki, obalenia tych monopoli, może jedynie wielkie lobby.
8 miesięcy temu rząd przekazał samorządom województw kontrolę i akcje spółki PKP Przewozy Regionalne wykonującej usługi przewozowe na zasadzie monopolu w tym województwie. Ci ludzie powinni dążyć do zlikwidowania tego dinozaura komunizmu poprzez ogłaszanie przetargów na obsługę poszczególnych linii przez przewoźników prywatnych i negocjując przejęcie pracowników PKP PR przez operatorów prywatnych.
Frankfurt nad Odrą. Po trzech godzinach podróży z Wolsztyna przez całe woj. Lubuskie dojechałem do pierwszej stacji systemu nowoczesnej kolei regionalnej. Pociąg który przyjechał z Brandenburga i Berlina po ledwie 6 minutach postoju odjeżdża w relację powrotną. Ciekawe ile to czasu zajmuje w Polsce? Pociąg który przejechał ze Zbąszynka potrzebuje ok. 40 minut by pojechać w relację powrotną. To wszystko kosztuje, aby tak rozrzutnie gospodarować taborem trzeba żyć w innej rzeczywistości, gdzie pieniądze, wskaźniki rentowności, nie grają najmniejszego znaczenia. Nikogo nie obchodzi wskaźnik rotacji taboru etc. To także miliony rocznie.
Pociągi z 60-tysięcznego Frankfurtu do Berlina kursują co 30 minut. Nigdzie w Polsce nie znajdziemy tak dobrze obsługiwanej linii. Nie ma pociągów osobowych, przynajmniej nie na liniach z dużym ruchem. Osobówki po prostu nie opłacają się, przegrywają z samochodem osobowym. Już pół wieku temu koleje w ruchu regionalnym w Europie Zachodniej wprowadzały pociągi regionalne o prędkości handlowej równej samochodom osobowym. Pociągi między Frankfurtem a Berlinem pomijają naprzemiennie połowę przystanków po drodze. Każdy z mniejszych przystanków jest obsługiwany tylko raz na godzinę, zaś dwie duże stacje po drodze- 2 razy na godzinę.
W pociągu ktoś przeprowadza ankietę wśród pasażerów, z pytaniami dojdzie i do nas. Aż jestem ciekaw o co pyta. Bowiem na polskich kolejach nikt nie pyta, nikt nie docieka, skąd się biorą pasażerowie. Lubuskie PKP to firma-dinozaur, jej likwidacja spowoduje renesans kolei w regionie. Przewoźnicy prywatni wprowadzą pociągi obsługujące relacje przez granicę. Do tej pory przyczyną zapaści ruchu w tym regionie był prawie zupełny brak ruchu tranzytowego. Jak można liczyć na zyski z tego biznesu, skoro zabito wszelki ruch tranzytowy w pociągach? Kto jeszcze podróżuje ze Szczecina do Jeleniej Góry czy Wrocławia pociągiem przez Zieloną Górę? Albo z Niemiec do Polski wykorzystując nie pociągi Eurocity, tylko kilkakrotnie tańsze osobowe?
Może po prostu nie-da-się? Po polskiej stronie prawie nigdzie koleją nie dojedziemy. Jeden dziennie pociąg do Zielonej Góry. Reszta pociągów wymaga przesiadki w nikomu nie znanych miasteczkach. Oczekiwania na zapomnianych stacjach. Transport zbiorowy przez granicę to niekiedy 3 pociągi osobowe dziennie, jak między Frankfurtem nad Odrą i Słubicami. Jak na warunki polskie jest to może smutną normą, ale do Frankfurtu pociągi osobowe kursują co 30 minut, a inne linie obsługuje się co 60 minut. Na podróż dziwacznymi pociągami widmo przy takiej ofercie w innych kierunkach może nie być chętnych. Zresztą ceny żądane w kasach za bilety do Polski, wciąż kilkakrotnie wyższe niż te same bilety kupione po polskiej stronie, wielu odstraszają.
Ach, nie ma sensu pisać. To do nikogo nie trafia. Tutejsze władze, tutejsi politycy, nie wchodzą w relacje mówiący- słuchający. Komunikacja tu zawodzi. Jest to natręctwo mówiącego. Temat kolei dla tych ludzi nie istnieje, poruszanie go jest dziwactwem, takim samym jak zresztą i sama kolej w Polsce, zatrzymana w jakimś finansowym i organizacyjnym czyśćcu.
Komentarze
Prześlij komentarz